Forum www.fenrir.fora.pl
Forum Legionu Fenrira
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział pierwszy: Narodziny Eni

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.fenrir.fora.pl Strona Główna -> Księgi ciemności
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Morworn
Administrator



Dołączył: 12 Lis 2008
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:23, 07 Sty 2009    Temat postu: Rozdział pierwszy: Narodziny Eni

Ranny wampir biegł wąską uliczką. Gdzieś za nim rozlegało się ujadanie psów i odgłosy pogoni. Z kilku głębszych i płytszych ran spływała krew. Ubranie poplamione i potargane wisiało w strzępach. Jeszcze kilka godzin temu on i jego towarzysze uzbrojeni w lśniący ekwipunek z emblematami Loży Szyderców wyruszali na oblężenie. Plan był opracowany niemal idealnie. Frontalny atak mieli przeprowadzić Szydercy podczas gdy na tyły uderzyliby najemnicy z sojuszniczych klanów. Coś poszło jednak nie tak. Najemnicy związani walką na własnym terenie nie przybyli, atakowany klan okazał się dużo silniejszy niż sugerowały raporty wywiadu i choć Szydercy walczyli dzielnie koniec bitwy mógł być tylko jeden. Większość wojowników poległa a garstka, którym udało się przeżyć rozproszyła się i każdy ścigany jak zwierzę musiał radzić sobie sam. Wampir widział już koniec uliczki. Wypadała ona na jedną z głównych ulic opasających miasto pierścieniem. Za ulicą widać było wysoki na trzy metry mur biegnący wzdłuż niej. Uciekinier już dopadał wylotu muru gdy usłyszał za sobą trzask przeładowywanej broni. Odwrócił się błyskawicznie i opróżnił magazynek po czym najszybciej jak mógł ruszył w stronę muru. Jednym skokiem znalazł się na szczycie. Gdy jego stopy dotykały muru instynktownie poczuł zagrożenie. Odwrócił głowę. kontem oka złowił błysk światła odbity w celowniku, usłyszał strzał i poczuł przeszywający ból w barku. Stoczył się za mur bezwładnie upadając na ziemię. Gdy usłyszał tupot nóg resztkami sił wcisnął się miedzy dwa nagrobki. W tym momencie na murze pojawiły się dwie postacie.
- Ścigamy go dalej ?
- Nie uśmiecha mi się ganiać po tym przeklętym cmentarzu
- Szef nie będzie zachwycony jeśli ktoś przeżyje
- Trafiłem go. Na pewno już zdycha miedzy nagrobkami, a zabawa już się zaczęła. Wracajmy...
- Eh, niech będzie
Wampir leżący w cieniu odetchnął z ulgą gdy usłyszał oddalające się kroki. Tuż po tym stracił przytomność.


- Zapomniałem już ze ten cmentarz jest taki wielki - myślał wampir idąc alejką miedzy nagrobkami. Było około drugiej, szedł już godzinę co znaczyło że dwie godziny przeleżał nieprzytomny. Rany bardzo mu dokuczały a ta po snajperce bardzo krwawiła. Szedł przez olbrzymi cmentarz pośrodku którego wznosiła się olbrzymia katedra. Powiadano że pochodziła jeszcze z czasów przed wojną. Wampiry zapuszczały się do niej bardzo rzadko. Po pierwsze dlatego ze nie było po co. Po drugie ponieważ po Necropolii krążyła legenda mówiąca, że kto wejdzie do katedry straci swoje nieżycie ostatecznie. Właśnie tam zmierzał wampir.


Olbrzymie drzwi katedry zagradzały drogę. Wampir otworzył małą furtkę we wrotach niewidoczną dla niewtajemniczonych i wszedł do wewnątrz. Od razu uderzył go znany mu już zapach i gwar. Dziesiątki par oczu zwróciło się ku niemu w niemym wyczekiwaniu. Główną nawę katedry i jej dolne poziomy zamieszkiwały dziwne stwory. Kiedyś byli oni ludźmi, ale przez lata zdziczeli do tego stopnia ze teraz ich zachowanie wskazywało bardziej na plemię małp niż ludzi. Żyli w dużym stadzie. We dnie polowali na obrzeżach miasta i pustkowiach, czasami zapuszczając się na skraj miasta i porywając ludzi. Nocami kryli się w katedrze by uczestniczyć w upiornych ucztach. Krwiopijca minął je spokojnym krokiem. Mimo że w tłumie mogły być groźnym przeciwnikiem dla rannego wampira nie bał się ich. Choć byli oni władcami dolnej części katedry cała ona od niepamiętnych czasów należała do rodu wampira. Teraz obie strony łączyła umowa. Dzicy strzegli parteru, wampir nie wtrącał się w ich sprawy. Dopóki dzicy wierzyli ze wampir ma silę żeby ich wybić nie musiał obawiać się że złamią umowę. Kątem oka dostrzegł grupę przerażonych ludzi. Przez moment współczuł im. Wiedział że mężczyźni zostaną zabici i pożarci, kobiety czeka jeszcze gorszy los. Nie zaprzątał sobie jednak tym głowy. Gdy zniknął w cieniu schodów prowadzących na wieżę wrzawa rozgorzała na nowo. Chwilę później w małej komnacie dobiegał go już tylko cichy odgłos demonicznej zabawy. Zrzucił z siebie ekwipunek i począł opatrywać rany.
- Nie jest dobrze - myślał. Bark krwawił cały czas. Wampir czuł jak powoli odpływają z niego siły. Nagły wybuch wrzasków wyrwał go z ponurych myśli.
- Przyszli za mną - myśl jak błyskawica przebiegła przez jego umysł. Złapał AK- 47 i najszybciej jak mógł ruszył korytarzem w stronę galerii nad główna nawą. Ukryty w cieniu spojrzał w dół i kolejny raz tego wieczoru odetchnął z ulgą. Hałasy spowodowało nie pojawienie się jego wrogów a ucieczka jednej z dziewczyn schwytanych przez dzikich. Rudowłosa biegała po głównej nawie próbując dobiec do wyjścia, lecz za każdym razem jeden z dzikich odcinał jej drogę. Wampir nie raz widział już taką zabawę. Dzicy pozwalali kobiecie uciec by ją otoczyć i złapać, zabawić się z nią dopóki im się nie znudzi, lub póki dziewczyna nie straci przytomności. Już miał odejść gdy stało się coś nieoczekiwanego. Dziewczyna otoczona ze wszystkich stron sięgnęła po żelazny pręt leżący w żarze jednego z licznych ognisk rozpalanych na posadzce katedry. Pręt rozgrzany do czerwoności zatoczył łuk i trafił jednego z napastników w twarz. Ryk bólu odbił się od ścian budynku gdy trafiony padał na ziemie. Dziewczyna skoczyła w powstałą lukę i jak strzała pomknęła przed siebie. Dzicy rzucili się za nią, śmignęły oszczepy. Uciekinierka zauważyła czarny owal przejścia prowadzącego na schody i rzuciła się ku niemu. Zarówno schody jak i prześladowcy byli coraz bliżej.


To jakiś koszmar. Był spokojny dzień, zwyczajny. Kiedy nagle zjawiły się jakieś monstra. Zabijały tych którzy się bronili, niektórych zabierały ze sobą. Widziałam jak umierają moi bliscy. Później ten wielki kościół. I znowu to samo. Ściśnięci jak bydło patrzyliśmy jak zabijają mężczyzn. Na Boga oni ich upiekli i zjedli. A kobiety... pierwsza była Natasz. Wyciągnęli ją z kręgu, położyli na posadzce i... Boże jak ona krzyczała. Gdy straciła przytomność rzucili ją w kąt jak szmatę i wyciągnęli następną. Zjawił się ten wampir. Zupełnie tu nie pasował, ale zniknął tak szybo jak się pojawił. Teraz moja kolej, ciągnęli mnie ale się wyrwałam. Co teraz? Wyjście,gdzie jest wyjście? Jest ich coraz więcej. Nie dam rady są wszędzie. Co robić. Ognisko. Pręt. Teraz z całej siły. Luka. Musi mi się udać. A teraz biegnij, szybciej. Boże dopomóż mi. Drzwi. Tam zniknął nieznajomy. Muszę tam dotrzeć. Jeszcze kawałek. Schody. Korytarz, przejście. Oni wciąż mnie gonią. Znowu schody korytarz, jakaś komnata,przejście... Biegam w kółko jestem nad główną salą. Nie mam już siły....

Wampir wyraźnie słyszał nadbiegających. Cofnął się w cień. Pierwsza na galerie wpadła rudowłosa dziewczyna, tuż za nią przywódca hordy z czerwoną pręgą na twarzy, za nim kilku następnych wojowników. Herszt dopadł dziewczynę kilka metrów od miejsca gdzie stał wampir ukryty w cieniu. Dziewczyna broniła się lecz jej siły były zbyt małe. Rzucił ją na ziemie i zrywając z niej poszarpane ubranie wykrztusił przez zaciśnięte zęby
- Zerżnę Cię suko i oddam najgorszym łachmytom, a później porąbię i rzucę psom na po...
Dziewczynę obryzgała krew i fragmenty mózgu. Bezwładne ciało upadło rzucone siłą uderzenia na plecy. Echo uniosło dźwięk strzału. Wampir niespiesznie wyszedł z cienia. Z każdym jego krokiem dzicy cofali się. Wampir podniósł ciało wodza i przerzucił je przez balustradę. Spadające zwłoki roztrzaskały się o posadzkę.
- Jesteście w mojej części. Wynoście się. - Jego głos był spokojny, ale czaiła się w nim groźba.
-A dziewczyna? - wycharczał najodważniejszy
-Zostaje jako okup za wasze życie
Dzicy zwlekali. Jeden z nich sięgnął po nóż. Strzał. Kolejny dzikus osunął się na podłogę z roztrzaskaną głową. Reszta nie czekając rzuciła się do ucieczki. Kilkanaście minut później dały się słyszeć odgłosy walki. Dzicy wybierali nowego wodza. Uczta trwała do rana.

Rudowłosa siedział na miękkim fotelu w małej komnacie. Widok z okna wieży ukazywał niemal całą Necropolię. Mimowolnie pocierała dłonią dwie ranki na szyi. Nie kłamał nie bolało kiedy pił. Wiedziała już jak wyjść z katedry żeby nie natrafić na dzikich, ale nie chciała wychodzić. I tak nie miała do czego wrócić. Chciała zapytać czy może tu zostać ale bała się swojego wybawcy. Pojawił się w pokoju bezszelestnie.
- Możesz - odparł nie czekając na pytanie - ale to nie jest dobre wyjście. Możesz wrócić do ludzi. Na pewno ktoś Cię przygarnie, albo... - postawił na stoliku kielich wina, rozciął doń i kilkanaście kropel jego krwi spłynęło do kielicha - ...możesz wkroczyć w świat mroku. Każda strona ma swoje plusy i minusy. Jako wampirzyca będziesz nie porównywalnie silniejsza, ale też i bardziej samotna. Wybór jest Twój. - Gdy skończył wyszedł z komnaty a po chwili dźwięk jego kroków utonął w ciemności.
- Poczekaj! Jak się nazywasz?! - krzyknęła dziewczyna jakby wyrwana z transu. Podnosząc kielich dodała - Ja jestem Enia...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.fenrir.fora.pl Strona Główna -> Księgi ciemności Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin